Rozmowa "Gościa Niedzielnego" z biskupem Edwardem Dajczakiem o wyzwaniach związanych z synodem diecezjalnym.
Karolina Pawłowska: Synod to trochę inwentaryzacja, a trochę rachunek sumienia. Problemów do omówienia raczej nie zabraknie?
Bp Edward Dajczak: Jest ich sporo, ale zasadniczym problemem jest odpowiedź na pytanie, jak pomóc współczesnemu człowiekowi dojść do osobistego aktu wiary. Do tego momentu, w którym człowiek osobiście mówi: Jezu wierzę Tobie, ufam Tobie. Nasze tereny są specyficzne. Po wojnie trafili tu ludzie z różnych stron, nie ma więc katolicyzmu opartego na wiekach tradycji, pozwalającego zapełniać kościelne ławki. W tej naszej rzeczywistości proces rodzenia się pogaństwa wewnątrz Kościoła, który opisał już w roku 1958 młody teolog Ratzinger, dokonywał się szybciej niż w pozostałych częściach Polski. Nie wystarcza więc wiara tradycyjna, jeżeli nie ma tego, co stoi u fundamentów Kościoła: osobistego wyboru Jezusa. Te 80 procent diecezjan, których nie ma w kościele, też wcale nie jest ateistami. Ludzie ci subiektywnie często uważają, że są porządnymi katolikami, a nawet bardziej porządnymi, niż ci, którzy chodzą do kościoła. I niejednokrotnie to prowadzi do napięć i konfliktów. Tradycja każe, żeby zorganizować chrzciny, I Komunię Świętą czy ślub. A proboszcz pyta: jak mam błogosławić wasze małżeństwo, jak ochrzcić wasze dziecko, kiedy nie macie wiary?
Cała rozmowa TUTAJ