Swoimi refleksjami po pierwszym roku sprawowania posługi biskupa diecezjalnego bp Zbigniew Zieliński dzieli się w rozmowie z ks. Wojciechem Parfianowiczem.
Ingres do koszalińskiej katedry miał miejsce 4 marca 2023 roku. Ogłoszenie objęcia urzędu - 2 lutego.
Mija rok od formalnego rozpoczęcia posługi Księdza Biskupa w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Wcześniej był Ksiądz Biskup tutaj koadiutorem, a jeszcze wcześniej biskupem pomocniczym w Gdańsku. Mając tamte doświadczenia i to roczne już jako ordynariusz, czym one różnią się od siebie?
Zasadnicza różnica polega na wzięciu odpowiedzialności za diecezję. Wcześniej, świadomość zbliżającego się objęcia urzędu bardzo mobilizowała, ale kiedy pewnego dnia otrzymuje się tę odpowiedzialność, ona jest z jednej strony obciążająca, ale z drugiej - wyzwalająca. Wiąże się z nią bowiem możliwość podejmowania decyzji i kreowania życia we wspólnocie – oczywiście nie samemu, ale we współpracy z księżmi, osobami konsekrowanymi i świeckimi.
Wraz z objęciem funkcji ordynariusza, pojawia się też radość, która wynika ze świadomości uczestniczenia w czymś niezwykłym. Nie tylko uczę się tego, że jako Kościół jesteśmy wspólnotą wiary, ale jako biskup bardzo namacalnie tego doświadczam. Począwszy od tego, że wielokrotnie słyszę, że tylu ludzi modli się za mnie, wspierając mnie w ten sposób. Ale to wiąże się też z poczuciem odpowiedzialności, bo oczekuje się konkretnych decyzji, wśród których jedne są radosne, a inne niekiedy bardzo trudne.
Myślę, że jest to doświadczenie bliskie nam wszystkim, w mniejszym lub większym stopniu. Podobnie dzieje się przecież w życiu codziennym, kiedy jako dzieci, żyjemy bezpiecznie pod skrzydłami rodziców, dorastamy, a potem nagle stajemy się sami odpowiedzialni za swój dom i swoją rodzinę. Podobnie dzieje się w wymiarze zawodowym. Często pragnie się takich wyzwań, co jest czymś zupełnie naturalnym, natomiast kiedy one przychodzą, zmierzenie się z nimi jest bardzo wymagające.
Wracając do modlitwy, od roku każdego dnia kilkaset razy w diecezji podczas każdej Mszy św. wymieniane jest imię Księdza Biskupa. Czym dla człowieka jest świadomość czegoś takiego?
To jest niezwykle ujmujące i na wskroś odczuwalne. Mam świadomość, że nie wynika to z tego, że jestem jakimś niezwykłym człowiekiem. Wręcz przeciwnie, ludzie wspierają w ten sposób zwykłego człowieka, który otrzymał urząd biskupa, aby podołał temu zadaniu. Daje mi to jeszcze bardziej spotęgowane doświadczenie Kościoła.
Przed rokiem w homilii podczas ingresu powiedział Ksiądz Biskup, że chce uczyć się Kościoła koszalińsko-kołobrzeskiego. Czego Ksiądz Biskup po roku już się nauczył od tego Kościoła, z niego, w nim?
Przede wszystkim poczytuję sobie za szczególne szczęście to, że przychodząc do diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, ani przez chwilę nie czułem się obco. Przekonałem się, że Kościół tutaj ma takie samo zadanie, jak wszędzie, choć są inni - nowi ludzie, inne miasta, wioski. To najpierw wymagało ode mnie odrobienia podstawowej lekcji, aby opanować nazwy parafii, poznać księży, żebyśmy nie byli anonimowi. Stało się to możliwe, dzięki dość intensywnej posłudze biskupa. Praktycznie każdy dzień daje możliwość spotkania z jakąś wspólnotą parafialną. Są to różne okoliczności, celebracje, uroczystości, wizytacje, ale i zwyczajne odwiedziny. One sprawiły, że mogłem diecezję poznać bardzo szybko.
W pierwszym momencie dokonuje się pewnych porównań. Przychodząc z Gdańska też tak robiłem, ale z czasem porównania ustąpiły miejsca doświadczaniu tego, co tutaj staje przede mną i refleksji nad tym, na ile to wcześniejsze doświadczenie może mi posłużyć w wykonywaniu posługi w nowej diecezji.
Realia Gdańska są inne. Parafie są tam raczej duże, mają wieloosobowe składy. Filie są księżom gdańskim raczej nieznane. Tam ogromnym wyzwaniem są liczne duszpasterstwa działające przy parafiach. Tu heroizm kapłanów polega m.in. na tym, że w większości wypadków posługują oni w kilku różnych placówkach. Można powiedzieć, że doświadczamy tutaj wręcz heroicznej misjonarskiej pracy. To wielokrotnie idzie w parze z zapałem, który wyzwala duszpasterskie zaangażowanie niezwykłą energię. M.in. tego nauczyłem się tutaj.
Po wtóre zauważyłem, że ważna jest kwestia zakorzenienia. Wielu ludzi mówi, że skądś tu przyjechało. Mimo upływu wielu lat, widać, że ta świadomość przybycia skądś ciągle jest obecna. W większości wypadków przekłada się ona na to, że chcemy to miejsce jeszcze bardziej współtworzyć. Nauczyłem się, że ogromną rolę w tym procesie może odgrywać środowisko kościelne, parafie, które integrują ludzi – nie tylko przy tworzeniu duszpasterstw, posłudze liturgicznej czy sakramentalnej, ale też np. przy trosce o świątynie. Często jest ona wręcz heroiczna, kiedy wspólnota liczy nieco ponad 2 tys. wiernych, a ma pod opieką 2, 3, a nawet 5 kościołów. W wielu wypadkach są one niezwykle pieczołowicie utrzymane, co mnie bardzo buduje.
Co na tym etapie posługi jest dla Księdza Biskupa największą radością, a z drugiej strony największą troską w diecezji?
Z ogromną radością w ubiegłym roku konsekrowałem 4 nowe kościoły. Wbrew narracji występującej w dyskusji publicznej świadczy to o zapotrzebowaniu na świątynie, ale też i o podejmowanym wysiłku budowania kościołów, co jest godne zauważenia.
Moją wielką troską jako biskupa jest liczebność i kondycja duchowa kapłanów, osób konsekrowanych i świeckich katechetów. To jest dla mnie sprawa paląca, ponieważ od niej w dużej mierze zależy kondycja lokalnego Kościoła i skuteczność posługi biskupa. Chciałbym, żebyśmy jako księża, osoby konsekrowane, świeccy zaangażowani w Kościele, byli prawdziwie ewangeliczni i apostolscy. Nie można troszczyć się o wiarę powierzonych nam ludzi inaczej jak tylko, w pierwszym rzędzie, samemu mając tę wiarę głęboką i ugruntowaną. Dlatego za każdym razem podkreślam, że musimy być ludźmi wiary. Myślę że w świecie bardzo zmaterializowanym, w którym wszystko przekłada się na pieniądze, w którym wszystko się oblicza i robi najprzeróżniejsze ekonomiczne projekty, warto, aby dała o sobie znać tzw. ekonomia zbawienia pokazująca jak bardzo opłaca się być człowiekiem ducha, który chce bardziej być, a nie tylko mieć. Jan Paweł II, kiedy przybył do Polski na początku swojego pontyfikatu, powiedział, że odrzucić Chrystusa oczywiście można, ale zapytał jednocześnie, czy warto to zrobić. Istotne staje się pytanie, co warto, a czego nie warto – gdy włączymy takie myślenie, mamy szansę na dużą skuteczność w działalności ewangelizacyjnej.
Jak po roku widzi Ksiądz Biskup priorytety duszpasterskie w diecezji – w perspektywie bliższej i dalszej?
W ich określeniu bardzo ważne jest podejście dwutorowe i komplementarne. Mamy bowiem ogólny program duszpasterski i zagadnienia szczegółowe, które uwzględniają aktualne wyzwania. W tym roku w programie ogólnym podkreślona została potrzeba włączania się, uczestniczenia we wspólnocie Kościoła.
Wspólnota daje większą skuteczność tym wysiłkom, które byśmy podejmowali indywidualnie - to po pierwsze. Po drugie, żyjemy w świecie, w którym dużo mówi się o potrzebie budowania wspólnoty, ale dużo mniej w tej kwestii robi. Nie dlatego, że praktyka jest odległa od deklaracji, tylko dlatego, że żyjemy w takim świecie, który promuje antysystemowość, jakieś negatywne nastawienie do wszelkich instytucji, organizacji. Są to hasła, które niosą za sobą ogromną destrukcję. Czym bowiem jest występowanie przeciwko instytucji rodziny, jeśli nie autodestrukcją? Czym jest występowanie przeciwko wspólnocie Kościoła, jeżeli w niej moglibyśmy się jeszcze bardziej wzmocnić, jeśli nie autodestrukcją? Od psychologów, pedagogów, socjologów można usłyszeć, że powinniśmy stanowić wspólnotę, bo wtedy jesteśmy silniejsi, a gdy pozostajemy oddzieleni od siebie, stajemy się słabi i bezradni. Najlepszym dowodem na potrzebę takiego budowania wspólnoty są niestety negatywne wyniki badań przeprowadzanych w Polsce i w Europie, z których wynika, że wielkim problemem jest dzisiaj samotność i to, paradoksalnie, w dużych miastach, w dużych skupiskach ludzkich. Tej samotności często tam nie widać, bo jest ona zamknięta za drzwiami mieszkań, za ścianami biur, w życiorysach dzieci, skazanych na pojedyncze funkcjonowanie w jakichś odległych dla nich światach.
To wszystko sprawia że właśnie budowanie wspólnoty jest ogromnym wyzwaniem i ja osobiście widzę w tym priorytet duszpasterski. Tym bardziej, że moim zawołaniem biskupim są słowa: „Aby byli jedno”.
W ingresowej homilii nawiązywał Ksiądz Biskup do znaczenia katedry: „Kościół katedralny ma przypominać biskupowi, że jest powołany do tego, aby służyć braciom i być znakiem jedności w wierze Kościoła partykularnego, wypełniając zadanie głoszenia słowa Bożego, celebrowania liturgii oraz prowadzenia ludu Bożego do zbawienia”. Wielokrotnie brałem udział w różnego rodzaju uroczystościach w katedrze. Czasami pustka w ławkach rzuca się w oczy. Jak Ksiądz Biskup na nią patrzy, przechodząc w procesji liturgicznej do ołtarza?
Różne wydarzenia, które celebrujemy w Kościele, można - owszem - odbierać i oceniać w kategorii frekwencji, ale myślę, że trzeba na nie spojrzeć także w kategorii pewnych nastrojów. Są takie wydarzenia, w których uczestniczymy chętnie, co nawet budzi zastanowienie, a innym razem dzieje się coś naprawdę ważnego, ale w tym nie uczestniczymy. Przeżywa to podobnie pewnie i nauczyciel, który nieraz mówi o ważnych tematach, a uczniowie wcale się tym nie przejmują, albo rodzic, kiedy chce przekazać dziecku coś ważnego, ale ono to ignoruje, mówiąc nieraz wprost: „Mnie to nie obchodzi”.
Jest to jakaś pedagogika, którą musimy odkrywać i zadanie, które tak jak na barkach rodziców i nauczycieli spoczywa także na naszych - duszpasterzy i biskupów. Polega ono na odkrywaniu potrzeb współczesnego człowieka. Dla mnie jako biskupa jest to zawsze fenomen, jakieś niezwykłe wyzwanie, żeby zastanowić się nad tym, dlaczego coś, co dla mnie jest ważne, nie zawsze jest ważne dla tych, którzy żyją wokół mnie. Jedno jest pewne, że waga danego doświadczenia dla mnie musi przekładać się na autentyczność jego przeżywania.
Ponadto powołanie biskupa do służenia braciom i bycie znakiem jedności w wierze Kościoła partykularnego, wypełnia się i realizuje – łącznie z głoszeniem słowa Bożego i prowadzeniem ludu Bożego do zbawienia – także poza murami świątyni, w świecie.
Nie minął rok od ingresu i pojawia się kolejne ważne zadanie – administratora apostolskiego w Szczecinie. Widząc nieraz kalendarz Księdza Biskupa, mogę stwierdzić, że biskup jest człowiekiem bardzo zajętym. Teraz pewnie będzie jeszcze bardziej. Czy biskup ma w ogóle czas dla siebie?
Muszę powiedzieć, że ile razy ktoś pyta, czy mam czas dla siebie, to, nie tylko odkąd jestem biskupem, uświadamiam sobie, że trudno jest mi rozróżniać czas dla siebie od czasu dla innych. Owszem, sporo czasu spędzam też w mieszkaniu, kiedy siedzę, czytam, piszę, słucham czegoś. Ale kiedy jako biskup posługuję w różnoraki sposób, nie odczuwam jakiegoś bólu z powodu braku tzw. czasu dla siebie. Wiadomo, on powinien być, także ze względu na jakąś higienę psychiczną, jednak na dzień dzisiejszy nie cierpię z powodu jego braku. Jest dla mnie ogromną radością, frajdą, że będąc biskupem, robię to, co mnie cieszy, gdy spotykam się z innymi ludźmi, gdy tak jak teraz, odwiedzam szkoły, rozmawiam z grupami duszpasterskimi, czy jak ostatnio w pewnej wspólnocie z osobami uzależnionymi, które przeżywają swoje wychodzenie z nałogu. Widząc ich sukcesy, zwycięstwa, rodzi się we mnie ogromna radość, także z tego powodu, że i moja posługa staje się dla nich wzmocnieniem. Do tego dochodzi radość z uczestniczenia we współpracy ze środowiskami społecznymi naszego regionu.
Jakie są zadania Księdza Biskupa w Szczecinie? Jak wygląda sprawowanie funkcji administratora?
Już pierwsze spotkania z osobami pracującymi w kurii i w seminarium w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej pozwoliło mi zrozumieć wartość troski o zachowanie w Kościele partykularnym ciągłości. Tytuł „administrator apostolski sede vacante” oznacza, że jestem tam na czas wakansu stolicy biskupiej. Jest to misja przejściowa, ale administratorowi przysługują te same zadania, te same prawa i obowiązki, które spoczywają na każdorazowym biskupie.
Nie da się ukryć, że odejście dotychczasowego Księdza Arcybiskupa dokonało się w trudnej atmosferze. Czy to ma jakiś wpływ na misję Księdza Biskupa tam w Szczecinie?
Kontekst zawsze jest bardzo ważny i nie jest bez wpływu na realizację tego, co stanowi istotę posługi biskupa – niejako się w nią wpisuje. Stolica Apostolska wyraziła prośbę, abym po przyjęciu przez papieża Franciszka rezygnacji złożonej przez dotychczasowego metropolitę - o czym poinformowano w komunikatach Nuncjatury Apostolskiej w Polsce - tymczasowo przejął kierowanie Archidiecezją Szczecińsko-Kamieńską jako administrator apostolski sede vacante. Przyjąłem to zadanie w duchu posłuszeństwa Kościołowi, by - jak określa to papieski dekret - zapewnić ciągłość w zwyczajnym zarządzaniu archidiecezją do czasu mianowania jej nowego biskupa.
Okoliczności odejścia poprzednika wiążą się też z moją posługą, co jeszcze bardziej mobilizuje mnie do tego, by pełnić ją jak najstaranniej. Dopiero rozpoczynam moją posługę w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, więc przede mną poznawanie spraw, którymi żyła i tych, które stanowią wyzwanie na przyszłość. Niemniej jednak mam świadomość potrzeby prowadzenia spraw archidiecezji zgodnie z tradycją Kościoła, z jego duchem, z tym, co precyzyjnie określa prawo kanoniczne, a także stosowne regulacje, zwłaszcza Stolicy Apostolskiej i Ojca Świętego.
Do puli zadań administratora apostolskiego należy także inicjowanie modlitwy w intencji wyboru nowego pasterza Kościoła nad Odrą i Bałtykiem. Z taką prośbą zwróciłem się szczególnie do księży, a także wspólnot życia konsekrowanego obecnych w archidiecezji oraz wszystkich grup życia apostolskiego. W nadziei na szczególne orędownictwo naszych patronów Najświętszej Panny Maryi Matki Kościoła i św. Ottona z Bambergu wspólnie podejmujemy modlitwę o biskupa, który będzie ojcem, bratem i przewodnikiem.