Biskupi przewodniczyli Pasterkom w katedrze, konkatedrze oraz w kościele Mariackim w Słupsku.
Biskup diecezjalny Zbigniew Zieliński przewodniczył Pasterce w kołobrzeskiej konkatedrze.
W homilii m.in. przywołał przeprowadzone niedawno badania, z których wynika, że jedynie co piąty Polak przeżywa Boże Narodzenie w aspekcie religijnym, a 70 proc. Ludzi w Polsce nie ma ochoty na spędzanie wigilii z innymi.
- Czy można to połączyć z tym, że największym problemem Polaków, według innych badań, jest samotność? Chodzi o samotność przeżywaną nie w oddalonych, małych wioskach, ale w dużych miastach, niejednokrotnie pod dachem domów, w których mieszka niejeden człowiek. Dlatego nie można mówić dzisiaj, ot tak, na skróty, po dziennikarsku, o laicyzacji i spadku liczby chodzących do kościoła bez połączenia tego ze stanem obyczajowym, mentalnym i kulturalnym społeczeństwa, które nas otacza – mówił biskup.
Hierarcha zauważył, że trudne okoliczności czasów współczesnych nie muszą pomniejszać radości przeżywania Bożego Narodzenia.
- Wręcz przeciwnie. One nadają mu jeszcze większą wartość tak, jak zyskuje wartość nawet mały płomyk w wielkiej ciemności. Niech więc nas nie zniechęca, ale jeszcze bardziej uwrażliwia to, czym żyje współczesny świat, a bystra i mądra, sercem także pisana obserwacja tego, do czego prowadzi pójście za Bogiem, a do czego Jego odrzucenie, stanie się dla nas zaproszeniem, abyśmy tego światła, które stało się w Betlejem, nie stracili – mówił kaznodzieja do zgromadzonych w bazylice.
Następnie podkreślił, że aby tego uniknąć, trzeba najpierw to światło samemu przyjąć: - Nie wystarczy piękna choinka. Nie wystarczą cudne prezenty, nawet te płynące z najgłębszych uczuć. Nie wystarczy 12 potraw na stole, ani nawet przyjście na Pasterkę, jeżeli nie wpuścimy Boga do naszego serca.
Wspominając miejsca, w których obecnie toczy się wojna, biskup mówił o potrzebie pokoju, który jest czymś więcej niż zawieszeniem broni. – Pokój i niepokój biorą się z ludzkiego serca i w nim się kończą. To nie jest tak, że jakiś szaleniec w tej czy w innej stolicy podejmuje decyzje i wszystko samo się dzieje. Gdyby tak było, źle by to świadczyło o całej reszcie ludzkości bezradnej wobec pomysłów kilku szaleńców. Dlatego chcemy, aby przyniesione przez Zbawiciela mądrość, miłość i pokój stały się naszym udziałem, a przez nas – całego świata – stwierdził biskup.
- Chrystus przychodzi i puka do twojego i mojego serca, ale otwarcie go należy do nas. Niech więc radość przeżywanych świąt Bożego Narodzenia, kolędy i życzenia, pieczołowitość przygotowań, będą dla nas nade wszystko drogą prowadzącą do entuzjastycznego otwarcia drzwi naszych serc dla Tego, który dla nas się narodził, który jest Zbawicielem świata – zakończył biskup Zbigniew Zieliński.
Biskup pomocniczy Krzysztof Zadarko przewodniczył Pasterce w kościele Mariackim w Słupsku.
W homilii przypomniał dzieło literackie Karola Dickensa „Opowieść wigilijna”. – Warto do niego wracać, aby lepiej zrozumieć słowa Ewangelii. Tym bardziej, że napisał je chrześcijanin – mówił kaznodzieja, któremu wizyty duchów minionych, obecnych i przyszłych świąt Bożego Narodzenia, których doświadczył bohater opowieści Dickensa, posłużyły jako kanwa do rozważań ewangelicznych.
Ukazując postać Scrooge’a, który zatracił sens życia, człowieczeństwa, wiary, a więc także świętowania Bożego Narodzenia, skupiając się na sobie, biskup odnosił to do współczesności. - Tak może stać się również i w naszym życiu – przestrzegał.
Komentując wizytę ducha minionych świąt, kaznodzieja zachęcał do zajrzenia w przeszłość. - Jak wyglądały nasze pierwsze wigilie, choinki, prezenty, zapamiętany klimat domu, kiedy mama i tata starali się, aby wszystko wypadło jak najlepiej? Jak to się stało, że niektórzy stracili wiarę w sens świętowania Bożego Narodzenia? – pytał biskup, odnosząc się do najnowszych badań, z których wynika, że aż 70 proc. Polaków nie ma ochoty na święta spotykać się z bliskimi, a zaledwie dla 25 proc. ważny jest ich religijny charakter.
- Jak to się dzieje, że człowiek, który staje się coraz bardziej bogaty, raptem tępieje na to, co jest wielkie, ważne i święte? – pytał dalej biskup.
Komentując wizytę ducha teraźniejszych świąt, biskup zachęcał słuchaczy do rozejrzenia się wkoło siebie, aby w ten sposób doświadczyć autentycznego ducha Bożego Narodzenia.
- To jest Boże Narodzenie zakryte za drzwiami naszych sąsiadów, Boże Narodzenie ukryte w miejscach, które często pomijamy – mówił biskup, ukazując bohatera opowieści Dickensa, który z ludzkimi dramatami dziejącymi się obok niego, nie chciał mieć nic wspólnego.
- Kiedy patrzymy na siebie, jako na jedną wspólnotę narodową, to czujemy jak, nie od miesiąca, czy od roku, ale od dłuższego czasu, jesteśmy podzieleni. W niejednym domu nie można skończyć wigilii, kiedy dociera się do pewnych tematów tak bardzo nas różniących. Za drzwiami naszych domów, domów naszych bliskich, znajomych, przyjaciół rozgrywają się czasami dramaty, których wcale nie chcemy usłyszeć – mówił biskup.
- Dzieją się tam też rzeczy cudowne, kiedy ludzie wyciągają do siebie ręce i łamiącym się głosem potrafią przebaczyć sobie rzeczy, których wcześniej nie byli w stanie. Tajemnice ludzkich losów, od których Scrooge, skąpiec i egocentryk, skutecznie uciekał – mówił biskup.
Jak przypomniał biskup, duch przyszłych wigilii ukazał bohaterowi opowieści Dickensa śmierć człowieka, po którym nikt nie płakał, a wręcz jego odejście dla wielu było ulgą. Jak się okazało, chodziło właśnie o niego. - Zrozumiał, że życie człowieka skoncentrowanego tylko na sobie jest puste i bezsensowne – podsumował biskup.
Kaznodzieja zauważył, że Bóg potrafi przemówić do człowieka w różny sposób, a szczególnym znakiem Jego wołania w wigilijną noc jest stajenka betlejemska. – W niej Bóg przyjął ludzkie ciało, a prawie nikt nie był tym zainteresowany – mówił biskup.
- Stajenka betlejemska jest obok domów ludzi zajętych własnymi sprawami, albo zajętych sprawami nie-bożymi, nie-świętymi. Jest dla nas miejscem wołającym o przebudzenie. Ile duchów musi jeszcze przyjść do naszego serca? Ile musimy mieć objawień, słów, proroctw, abyśmy wreszcie uwierzyli i przylgnęli do Boga? – pytał biskup.
Wyjaśniając tajemnicę Bożego Narodzenia, biskup dodał: - Bóg przez pokorne człowieczeństwo wszedł do życia każdego z nas, bez wyjątku. Na ziemi żyje ponad 8 miliardów ludzi. Ponad 2 miliardy to chrześcijanie, a więc 6 miliardów nie wierzy w to, że „Słowo stało się ciałem”. Dlatego my, chrześcijanie, chcemy dzisiaj przyjść przed żłóbek i przypomnieć sobie, co się tutaj wydarzyło.
- Wydaje się bowiem, że niektórzy bardziej umiłowali ciemność. Większość ludzi nie pyta dzisiaj o Boga, a tym mniej o to, co On myśli o ich życiu. Człowiek przestaje przejmować się Bogiem, tworząc własne katalogi tego, co dobre i złe. Biblia takie czasy odchodzenia od Boga, profanacji, deprawacji, bluźnierstwa i szydzenia z tego, co święte, nazywa właśnie ciemnością – mówił biskup.
- Każdy z nas ma w sobie jakiegoś Scrooge’a, skąpca, który chętniej myśli o sobie niż o drugim. Każdy z nas ma takie momenty, może nawet dłuższe, kiedy ucieka od innych, także najbliższych, bo ma dosyć, bo za duże cierpienie, za duże wymagania. Ludzie czystego serca, nawet przeżywający swoje upadki i grzeszność, są jednak w stanie dostrzec promień obecności Boga – żywego i prawdziwego – usłyszeli zgromadzeni w kościele Mariackim.
- Dzisiejsza uroczystość jest wołaniem, abyśmy w swojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości potrafili zobaczyć, gdzie w nich obecny jest Bóg. Warto patrzeć wstecz. Kościół nazywa to rachunkiem sumienia. Potrzeba nam mądrego spojrzenia na to, co zrobiłem w dzieciństwie, w przeszłości, a może wczoraj, a co okazuje się po prostu głupie. Potrzeba spojrzenia wokół siebie, abym zobaczył jaką biedę przeżywają moi sąsiedzi. Są mi obojętni, czy próbuję się nimi przejmować? Musimy też poważnie myśleć o swojej wieczności, o tym, co będzie po naszej śmierci. Bóg nas nie zostawia. Wszyscy jesteśmy obdarowani – zakończył bp Zadarko.
Pasterce w matce kościołów diecezji, w koszalińskiej katedrze, przewodniczył biskup senior Edward Dajczak.
W homilii zachęcał do głębszego potraktowania świąt Bożego Narodzenia.
- Jesteśmy pokoleniem, które straciło zdolność stawiania pytań ostatecznych. Tak bardzo zarzuceni jesteśmy tym, co dzisiaj, że wystarczy nam to, czego możemy dotknąć. Aby być wrażliwym na pytania ostateczne, człowiek jednak musi mieć zdolność do przekraczania własnego ja, do zrozumienia, że wiara jest czymś więcej niż tym, co da się dotknąć. Tracimy zdolność do otwarcia się na wieczność, bo zalewa nas obfitość tego, co tu i teraz – przekonywał biskup.
Odwołując się do badań, z których wynika, że 70 proc. Polaków nie ma ochoty spotykać na wigilii bliskich, ponieważ uważa, że chwilę po niej, wszystko wróci do tzw. normy, tzn. kłótnie i spory wybuchną na nowo, biskup stwierdził: - Jeśli ze świąt wyeliminuje się Boga, to faktycznie pozostanie „wydmuszka”, a nie Boże Narodzenie. Gdybyśmy pozbyli się choinek i zakupów, to co by pozostało? Czy dzisiaj w naszych sercach płonie radość z tego, że przyszedł Ktoś, kto daje szanse tym, którzy Mu uwierzą?
- Ci, co wierzą, mocą Jezusa dzisiaj powiedzieli sobie „przepraszam”, „przebaczam”. I to nie znaczy, że pojutrze zaczną na nowo. Ewangelia daje moc większą niż my sami, niż nasze zdolności, piękne cechy. To wszystko zostaje uszlachetnione na skalę niewyobrażalną – mówił biskup.
Następnie wyjaśniał słuchaczom, jaki obraz Boga kryje się w tajemnicy wcielenia, która stoi w centrum Bożego Narodzenia.
- Znakiem Boga jest potrzebujące pomocy, ubogie dziecko. Jedynie sercem pasterze zdołają dostrzec, że w tym wypełnia się obietnica prorocka. Nam dano ten sam znak. Anioł Boży zachęca nas, abyśmy w sercu wyruszyli w drogę, pozwalającą zobaczyć to Niemowlę. Znakiem Boga jest prostota, dziecko. On dla nas staje się mały. To jest Jego sposób panowania. On nie przychodzi z zewnętrzną mocą, butą, ale jak bezbronne dziecko, potrzebujące naszej pomocy, tęskniące za naszą miłością. Nie chce nas przytłoczyć siłą. Sprawia, że nie boimy się Jego miłości. Nie pragnie niczego innego, jak tylko miłości z naszej strony – mówił biskup senior.
- Od Jego delikatności uczymy się delikatności ludzkiej. Bóg jest tak wielki, że może stać się mały. Jest tak potężny miłością, że może stać się jak bezbronne dziecko, abyśmy mogli, jeśli zechcemy, pokochać Go. Zrezygnował z wielkości. Gdy ta dobroć nas dotknie, uczłowiecza nas, czyni nas ludźmi – mówił kaznodzieja.
- Światło Betlejemskie nigdy nie zgasło – stwierdził biskup. - Gdzie rodziła się wiara w to Dziecko, tam życie wracało od nowa: dobroć dla innych, łaska przebaczenia. Taki jest ten strumień Bożego światła. Nie pozwólmy, żeby zawieruchy naszych czasów zgasiły ten rozpalony przez wiarę płomień. Strzeżmy go. Jezus przynosi dzisiaj pokój – powiedział biskup, przestrzegając następnie słuchaczy przed świąteczną rutyną.
- Nie przyzwyczajajmy się do Bożego Narodzenia. Nie nabierajmy rutyny. W miłości rutyna jest zabójcza. Zdziwienie! Pozwólmy Bogu nas zadziwić. On, Wszechmocny, przychodzi tak, właśnie tak, a nie inaczej. Chciejmy pozwolić Mu, aby ogarnął nasze serca, wybudził nas na nowo, żebyśmy rozpoczęli wszystko od nowa. Powiedzmy dzisiaj Bogu, że tęsknimy za Jego miłością, że chcemy, aby narodził się w naszym sercu. To Betlejem, czyli moje serce, Go interesuje. Ja jestem przez Boga aż tak kochany. On nas kocha i chce przyjść do nas osobiście, aby nam to potwierdzić – zakończył biskup.